czwartek, 30 sierpnia 2007

Na Miłość Boską...


W Twoim spojrzeniu słońca..czuję miłość Twoją Jahwe...
Jestem artystą swojego życia i powołania...
To pięknie, że Bóg pozwala nam być twórcami naszego życia. Mam do przejścia drogę, którą On stawia przede mną, ale nie na sposób przeznaczenia tylko uświadomienia moich najskrytszych pragnień. Pokazuje mi, którą drogą najchętniej pójdę, bo zna mnie lepiej niż ja siebie. Co więcej, nie zatrzymuje się na tym, pozwala, a nawet pomaga w upiększaniu tej drogi wg. mojego "widzi mi się". To jest moje szczęście powołania. Do tego tworzenia zapraszam moich przyjaciół, dzięki temu droga ta staje się jeszcze bardziej moja...człowiek nie jest do końca sobą jeśli nie doświadcza przyjaźni.
Miłość jest największa, jak ocean staje się celem płynącej rzeki życia
Miłość nie jedno ma Imię
Niech śpiew lasu obwieszcza Jej wielkość
Kiedy się skończy wszystko i zostanie tylko Ona
już niczym innym nie będę się napełniał, tylko Nią,
która jest w samym środku życia...
Krzysztof Jarosz

4 komentarze:

asiek! pisze...

Bóg wie czego nam trzeba i nam to daje.Czasem sobie myślę ile razy On mi pomógł ile razy pokazał jak iść a ja nawet Mu za to nie podziękowałam.....

Anka pisze...

(...)w Twoim tchnieniu wiatru,
w Twojej tęsknocie deszczu
czuję miłość Twoja, Panie.
W moim smutku i radości,
w moim zwątpieniu i pewności(...)
Pamiętam jak powtarzałam słowa tej piosenki szukając kogoś tak daleko a okazało się ze był zupełnie blisko... To wspaniałe że Bóg pozwala każdemu wybierać, stojąc zawsze obok... Ktoś mi powiedział że każdy człowiek ma przygotowaną drogę którą odkrywa przez całe życie, nie jest sztuką ja wybrać bo już jest wybrana ale prawdziwą trudnością jest iść nią i cieszyć się ze stawia się kroki, nie zatrzymywać się i nie zbaczać z niej.... kształtowanie swojej drogi to uczenie się dostrzegania jej....
Przepraszam za dziwną refleksje, pozdrawiam serdecznie


Anka (http://drogadociebie1.blog.onet.pl)

Unknown pisze...

A ja nie czuję chyba Jego miłości...

Mery pisze...

Mam takie pytanie na temat przyjazni nie mam kogo zapytac. Mam znajmego jest klerykiem ale znalismy sie juz wczesniej. Bylismy bardzo dobrymi przyjaciolmi. Teraz on nie umie albo nie chce ze mna rozmawiac. Jest taka przyjazn jednostronna. On mi mowi o swoich problemach ja zawsze wysluchuje i staram sie mu pomuc jak moge a on nie chce wysluchac tego co ja mam do powiedzenia ostatnio mowilam do niego a on wogole nie reagowal... to jest dla mnie strasznie przykra sprawa bo kochamtego czlowieka jak przyjaciela i nie chcialam zeby ta pryzjazn tak sie rozwalila. CO mam zrobic zebysmy znowu mogli rozmawiac o wszystkim??? CO zrobic zeby ten czlowiek traktowal mnie tak jak kiedys?? Prosze o pomoc